Poradniki dla matek, kobiet w ciąży to nie wytwór XX wieku. Tego rodzaju dzieła poruszające tematy typu: jak żyć żeby przeżyć i być szczęśliwym, powstawały wieki temu. Parenetyka, czyli utwory moralistyczno-dydaktyczne polecające godne naśladowania wzorce oraz sposoby postępowania są stare jak świat (no prawie). Czyli mniej więcej tak jak współcześnie: przyszłym mamom radzono jak urodzić nie za wcześnie, ale i nie za późno, jak być dobrą matką na miarę ówczesnych czasów, jak wychowywać swoje dziecię, co robić – by urodzić bez komplikacji i problemów. Jednych poradnictwo doprowadzało do furii, inni namiętnie kupowali, czytali i stosowali się do porad.
Do XIII wieku, jeśli mowa o kobietach, to ksiąg z poradami dla płci żeńskiej jest jak na lekarstwo, leitmotiv owych niewielu tekstów brzmi: matko lub żono pędź drogą ku świętości (na inną drogę nawet nie próbuj wleźć)! Model kobiety wytworzony przez chrześcijaństwo, sprawił, że nie występują one w dokumentach, a jeśli już występują to są to istoty słabe i diabelskie, mają robić wszystko co mężczyzna przykaże: rodzić, wychowywać dzieci, harować w domu i za często się nie myć. Od czasów średniowiecznych, aż po dużą część XIX w. panowała nieufność wobec kąpieli, przekonanie o szkodliwości ciepłej wody, utożsamianie ciepłoty z lubieżnością. Nie do opisania emocje wzbudzała nagość. Poradniki lansowały modę oszczędnego kapania, higieny i żywienia dzieci, w myśl zasady: kto myje się częściej niż raz na dwa miesiące, albo za dużo podjada jest bezbożnikiem. Lansowano wychowywanie się dzieci bez rodziców, za to z nianią, najlepiej pobożną.
Z kolei ponad 480 lat temu poradniki sugerowały, że jeśli przygotowujesz się do porodu przyda Ci się szczotka, gęsi tłuszcz i siekiera… Szczotka, by wreszcie po paru miesiącach wyszorować się w kąpieli, bo w tych czasach mycie skracało życie i trendy było życie w brudzie. Gęsi tłuszcz, by po kąpieli nacierać się nim do pasa w dół, stać się giętką, rozciągniętą i elastyczną do porodu. Poradnik z czasów Bony Sforzy, Stefana Falimirza (data wydania 1534, Hortus sanitatis, O ziołach i o mocy ich), obok informacji o tym, jak określić w przybliżeniu termin porodu, umieścił też cały szereg porad natury zdrowotnej i higienicznej. Jeśli droga przyszła mamo, „jesteś wątłego zdrowia, o kąpielach rozluźniających możesz zapomnieć, i z brudu wierzchniego się w ciepłej wannie nie omyjesz i nie będziesz w niej siedzieć do pory rozwiązania”. O nie, szczotka do mycia i balia odpada. Wzorem szesnasto- i siedemnastowiecznych poradników kobieta ciężarna i ta przed porodem miała unikać posiłków zimnych, kwaśnych i gorzkich, za to miała się gimnastykować się i już mogła rodzić. Akt narodzin otaczała aura tajemnicy, stąd przeróżne zabobony, rytuały, amulety oraz mądrości astrologów przyjmowane z wielką powagą. Położnicy radzono, by pootwierała przed porodem wszystkie szuflady, szafy, okna , drzwi, w ręku miała amulet, a głowy rodzącej według zaleceń należało dotykać siekierą. Te rytuały miały ułatwić poród, takie renesansowe znieczulenie ogólne…
Te i inne urocze przesądy były stopniowo wypierane przez konkretną wiedzę, praktykę medyczną i oczywiście poradniki. Trzeba podkreślić, że obok chirurgii, położnictwo (nie mylić z ginekologią) jest najstarszym działem medycyny. Przecież potrzeba pomocy położnej narzucała się samoistnie i dyktowana była nie tylko chęcią ulżenia rodzącej, ale też troską o życie dziecka… (Bożena Zaborowska, autorka pracy Pomoc przy porodach w Rzeczypospolitej w epoce nowożytnej). Zatem w 1640 roku w paryskim szpitalu otwarto pierwszą szkołę położnych z oddziałem położniczym, a trzeba przyznać, że położnictwo w ówczesnej Francji stało na wysokim poziomie. Co mogłaby potwierdzić, Jej Wysokość Marysieńka Sobieska, która bez obaw wyruszała tam będąc w ciąży, by przeżyć na miejscu część ze swoich licznych porodów. Nad Wisłą opieka położnicza podnosiła swoje standardy usług i goniła postępową Francję. Nie bójmy się kąpieli, myślmy racjonalnie, instynkt macierzyński wywodzi się z natury, zwracał uwagę Jan Jakub Rousseau (w wydaniu Emila, 1762 r.), to sprawiło, że wielu wiekowe przesądy i dotychczasowe traktowanie kobiet zaczęło ulegać weryfikacji.
Emancypujące się, coraz bardziej świadome polskie kobiety – ziemianki, pod koniec XIX wieku zaczęły pisać poradniki, obok nawołujących do zmian stylu życia artykułów lekarzy i pedagogów w Sterze, czy Bluszczu. Pierwsze XIX – wieczne rodzime poradniki jeszcze odrobinę promowały modę oszczędnej higieny (ale bez przesady) i żywienia dzieci. Ostrzegano: nerwowe matki rodzą nerwowe dzieci. Przyszła mama ma się wyciszyć, częściej się myć, ukoić nerwy szyjąc wyprawkę dla noworodka, dużo gotować, dbać o dom, bo to uspokaja. Matka zmęczona to matka do niczego, powinna więc pracować nad kondycją i się wprawiać – stąd pewnie zachęcanie do robienia domowych porządków, spędzania wielu godzin w kuchni, szycia, cerowania i dziergania na drutach po nocach (trening czyni mistrza?). Poradniki zalecały młodym mamom podawać mięso pieczone (gotowane uznawano za bardzo niezdrowe) nie częściej niż raz w tygodniu w przeświadczeniu, iż w większych ilościach szkodzi ono zdrowiu dzieci. S. Kneipp w swym poradniku radził całkowite wyeliminowanie z diety dziecka: czekolady, soli, pietruszki, sałaty, jajek; oraz mięsa i zastąpienie go potrawami mącznymi. Według poradników dzieciom szkodziło podawanie w zbyt dużej ilości także ciast, mocnej herbaty oraz… kawy i alkoholu! W kwestii kawy i alkoholu poradniki miały niewątpliwą rację. Wyżej wymienione pokarmy miały prowadzić do powstania u dzieci skłonności do uporu, kłótliwości, dewiacji i lubieżności. Zresztą jeszcze w poradniku z 1934 roku, autor zwraca uwagę, że praktyka podawania dziecku portera i innych alkoholi produkowanych na bazie słodu nie jest zdrowa; mleko jest o wiele lepsze!
Z biegiem lat i bliżej końca XIX w. standardy zaczęły ulegać zmianie, kobieta mogła się nareszcie spokojnie wykąpać i użyć mydła bez poczucia winy, ale nadal niepodzielnie królował ideał istoty, dla której macierzyństwo jest całkowitym spełnieniem i która wszystko wie sama z siebie, bo kieruje nią działający od wieków instynkt macierzyński. Ten ideał nie musiał pracować, mieć praw wyborczych, realizował się zdaniem autorów całkowicie w pierwotnych instynktach.
A co można ciekawego wyszperać i przeczytać w poradnikach z lat 40. czy 80. tych XX wieku? Jest parę perełek.
Dzieła z początków XX w. radziły np. matkom, że jak najbardziej odpowiedni moment na rezygnację z pieluch to… trzeci miesiąc życia dziecka: „(…)trzymiesięczne dziecko powinno być wysadzane nad nocnikiem przynajmniej 12 razy w ciągu doby. Jeśli założy się taki plan działania, pieluszki można odrzucić. Dziecko będzie nauczone czystości, a to jest prawdziwym błogosławieństwem dla niego i wygodą dla otoczenia. Pozwala też uchronić przed zniszczeniem ubrania i meble. Brudne dziecko to hańba dla matki!”. To z pewnością jest najbardziej pożądany cel każdej matki 🙂 Dodajmy, że współczesne poradniki sugerują, że dziecko jest w stanie świadomie kontrolować swoje odruchy fizjologiczne pomiędzy 2. a 3. rokiem życia. Widocznie dzisiejsze dzieci są mniej samodzielne niż rodzące się 100 lat temu (a wszystko to wina wynalezienia pralki i pieluch jednorazowych!). Poradnik z 1943 roku (The Chelsea Babies Club, Recipes for Food and Conduct) zwraca uwagę przyszłej mamie, że dzieci powinny przebywać na dworze przez 8-9 godzin dziennie, a latem nawet dłużej (!). Nie masz domu z ogródkiem, do parku daleko? Mamo, nie ma powodu do zmartwień, bo rozwiązaniem jest… klatka! Prosty wynalazek reklamowany w latach 40-tych na zachodzie. Klatkę przymocowujesz do parapetu i twoje dziecko ma nieograniczony dostęp do świeżego powietrza! Bezpieczna, praktyczna klatka dla niemowlaka, przyczepiona do okna to najlepszy sposób na osiągnięcie pożądanego celu. Jak twierdzili „eksperci od klatek” latem w ten sposób można spędzić na dworze 12-16 godzin, a znano przypadki dzieci, które spędziły tak całe 24 godziny. A skoro piszę o klatkach to należy też wspomnieć o układaniu dziecka do snu w szufladzie – to z angielskiego poradnika napisanego 40 lat później. Autor przekonuje, że dopóki dziecko nie ukończy 6 miesiąca może spać i w wiklinowym koszyku, i w szufladzie, w zasadzie jak nie posiadasz łóżeczka, to do snu można ułożyć malca w czymkolwiek, w czym będzie mu wygodnie… Bo, nieważne gdzie zaśnie, ważne byś mamo pamiętała o spokojnym śnie malucha!
Powszechnie wiadomo, że poradniki pomagają młodej, niedoświadczonej mamie rozwiać wątpliwości jak ubierać niemowlę, jak urządzić pokój dziecka, jak karmić. Wyżej wspomniany poradnik z 1979 roku, radzi, że jeśli karmisz piersią, to i tak przydadzą się ze dwie butelki… na okazjonalne dokarmianie i przepojenie dziecka. Oj, dostałoby mu się w dzisiejszych czasach od doradcy laktacyjnego, za ów zalecenia. Podobnie sytuacja wygląda na naszym gruncie, prym wiedzie butelka do pojenia dziecka, glukozą, herbatką z ziół i dokarmianie przez smoczek. Inne bezcenne rady? Proszę: „zimne stopy to częsta przyczyna kolki”, dlatego matko, nawet jeśli na dworze 30 stopni Celsjusza ubieraj dziecko w skarpety ciepłe, do kolan, wykonane na drutach. W poradniku znajdziemy cenne rady dotyczące organizacji domowego życia: „Przed pójściem spać musisz wygospodarować odpowiednią ilość czasu na umycie naczyń”. Świeżo upieczona mamo, nie zapomnij, że musisz się zdrowo odżywiać, by mieć siłę i kondycję na zmywanie garów, sprzątanie, opiekę nad dzieckiem i nie możesz zaniedbywać swojego męża. Autor radzi, by godzinę przeznaczyć na kąpiel dziecka, następnie uśpić go. I masz wolne. Proste. Teraz możesz zrobić się na bóstwo i przygotować wieczorny posiłek dla siebie i męża, smaczny i wartościowy. Ze śniadaniem podobnie. Pamiętaj: niechlujna kobieta to niezadowolony mąż (!?). W macierzyńskim szale nie zapomnij codziennie o szmince, eleganckiej sukience, perfumie, bo mąż się zirytuje, jak wróci z pracy.
Zachodnie, ale i nieliczne rodzime poradniki dla mam, z lat 80-tych piszą… że ciąża to bardzo przyjemny czas w życiu kobiety, radosny, no czasem tam jakieś dolegliwości się przypałętają, ale nie czepiajmy się szczegółów, przecież długie dni spędzane w domu można wykorzystać na cerowanie skarpet małżonka, robótki ręczne i inne tego typu emocjonujące zajęcia. Po ciąży nastąpi poród, przeżycie piękne, z… pewnego rodzaju odczuciami (?!) – chodzi o ból porodowy i poradnik z lat 50-tych, którego autor pisze: „Nie nazwałabym skurczy bólem, a raczej pewnego rodzaju odczuciem”. A przed oczekującą dziecka kobietą, ekspert roztacza sielankową wizję macierzyństwa: „Kiedy urodzi się dziecko, będziesz spędzać jeszcze więcej czasu w kuchni”…
Tym optymistycznym akcentem kończmy 900-letni przegląd poradników dla mam.
Na osobliwe porady z czasów współczesnych w tym tekście miejsca zabrakło, a jest ich wcale niemało. W XXI wieku w pakiecie poradniczym mamy pisane metodą tradycyjną, książki, a ponadto internet, prasę, telewizję, telefonię. Jest w czym wybierać. A nawet można się w tym nieźle pogubić. Rady babci trącające naftaliną, mieszają się ze współczesnymi modami, trendami, podejściami – więc czasem wychodzi z tego niezły bigos doprawiony sporą porcją absurdu. Czyli gęsi tłuszcz, szuflada do spania i poród aktywny w prywatnej klinice…
Akademia Radzenia i Rodzenia Beba
Radom, 2015 r.